Kutasicek
Właścicielka
Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:26, 25 Lis 2008 Temat postu: Luźny teren |
|
|
Wałaszek stał w wiacie obserwując mnie od początku mojej wędrówki do niego. Gdy się zbliżałam zastrzygł uszami i podniósł łeb. Podeszłam do niego i przywitałam się dając mu marchewkę. Zarzuciłam mu uwiąz na szyję i delikatnie pociągnęłam za sobą. Grzecznie wyszedł z wiaty. Założyłam mu kantar i uwiązałam go. Zamaszyście go wyczyściłam i potem wtarłam wcierkę rozgrzewającą. Przyszedł czas na jego nieszczęsne nogi. Stanęłam tyłem do zadu i jechałam ręką wzdłuż nogi do momentu kiedy złapałam za pęcinę. Zacmokałam kilka razy, popukałam go kopystką i w końcu Lord podniósł tą swoją nóżkę. Chwilę potrzymałam ją w górze dopóki wałaszek łaskawie się uspokoił. Gdy grzecznie dał mi wyczyścić kopyto pochwaliłam go i dałam kostkę cukru. Powtórzyłam to z pozostałymi nogami. Przy tylnych chwilę się pomęczyłam bo wałach cały czas napierał na mnie zadem. W końcu się zdenerwowałam i palnęłam go porządnie w łopatkę. Wtedy się uspokoił...
Wzięłam rząd i spuściłam kantar na szyję. Przyłożyłam mu wędzidło do pyska i palcami smyrałam go po dziąsłach aż nie otworzył pyska. Gdy przyjął wyrównałam mu jeszcze paski policzkowe. Potem siodło. Z położeniem mu na grzbiet nie było problemu. Jednak gdy zapinałam popręg kątem oka zauważyłam, że wałach chce mnie dziabnąć. Wykorzystałam metodę Cuxy i kopnęłam go delikatnie w pęcinę. Lord zdziwił się i w końcu opuścił łeb. Dał sobie ładnie dociągnąć popręg. Ja założyłam kask i wzięłam owijki. Z owijaniem nóg nie było dużych problemów. Podprowadziłam go pod płot i wskoczyłam odbijając się od niego. Wyrównałam strzemiona.
-Cuuuuuxaaaa - pomyślałam - kobiito jak pożyczasz to popraaaaawiaj xp (tak wiem uczepiłam się ;p)
Zebrałam wodze i dałam mu sygnał do stępowania. Pojechałam ścieżką polną, żeby wyjechać na ulicę. Po niej jest fajny malutki lasek i jeziorko. Chciałam zobaczyć, bo Cux coś mówiła, że ładnie wygląda zamarznięte. Tak więc jechałam prostą, nieośnieżoną drogą wzdłuż oszronionych drzew. Wałach był zainteresowany i cały czas strzygł uszami. Wyjechałam z nim na ulicę i przytrzymałam go mocno. Poczekałam aż samochody przejadą i szybkim stępem przejechałam przez ulicę. Skierowałam się na wjazd do lasu gdzie dzieci zjeżdżały na pobliskiej górce. Widząc wielkiego konia zatrzymały się nagle. Oczywiście zaraz ekYpa podleciała do mnie i zapytała się "czy można konika pogłaskać". Booooże jak ja tego nie lubieee. Zatrzymałam się aby dzieci wyciamciały srokacza a potem odwróciłam się i dałam mu sygnał do kłusa. Ruszył żwawo. Śnieg powodował, że wysoko podnosił kopytka. Skróciłam trochę chód, abym mogła swobodnie anglezować. Jechałam spokojnie na kontakcie. Wałach świetnie reagował na moje pomoce. Gdy znalazłam się na skrzyżowaniu skręciłam do góry. Bodajże tamtędy jechało się nad to jezioro. Wyjechałam na wielką polankę gdzie śniegu było do jego kolan. Zwolniłam do stępa i chwilę "pobrodziliśmy" w zaspach. Lordowi nie zbytnio się to podobało więc opuściliśmy szybko ten teren Ruszyłam ponownie kłusem i wyjechałam na prostą. Tam usiadłam w siodło, zebrałam go i dałam wyraźny sygnał do galopu. Ku mojemu zdziwieniu wałach strzelił wysokiego barana chcąc w ten sposób protestować. Odgryzłam mu się kopnięciem i krzyknięciem na niego. Gdy to zrobiłam Lord zaserwował mi serię małych baranów.
-LORD KU*** ! - szarpnęłam konia za pysk kipiąc ze zdenerwowania. Tego było za wiele. Obracałam go wokół własnej osi dodając łydki. Po chwili zatrzymałam go. Stał naprawdę zdziwiony. Może i trochę przesadziłam, ale nienawidzę gdy koń odwala mi coś takiego. Rozumiem, gdyby ścieżka była oblodzona, albo chociaż ośnieżona. Ale ona była cała sucha, czysta. Pług widocznie tędy jechał. Dla pewności zsiadłam z konia i sprawdziłam kopyta. Nic z nim nie było. Widocznie taki jego charakter. Wsiadłam z ziemi i dałam sygnał do kłusa. Obróciłam go i jeszcze raz spróbowałam zagalopować. Na sygnał wałach stulił uszy. W momencie kiedy chciał znowu strzelić krzyknęłam na niego. Wiedział co go może czekać więc grzecznie ruszył do przodu. Lord w galopie rozciapciał się kompletnie i nie jechał równym tempem. Skoncentrowałam się nad tym i gdy przyśpieszał, korygowałam to głośnym tonem. Po kilkunastu metrach użerania się i tulenia uszu wałach w końcu zaczął w miarę przyzwoicie galopować. Poklepałam go za to. Po chwili poczułam jak się rozluźnia i strzyże uszami. Pochwaliłam go i przejechałam z 10 fuli galopu po czym do kłusa i stępa. Wjechałam na polanę gdzie niedaleko było jezioro. Musieliśmy paręnaście metrów brodzić w głębokim śniegu na szczęście pożądany akwen wodny w końcu się odnalazł. Naprawdę wyglądał świetnie. Oblodzona tafla, zaśnieżone pozostałości wodnych kwiatów. Obok oszronione sosny. Widok... boski. Ruszyłam spokojnym kłusem wokół jeziora, ponieważ było bardzo ślisko. Trzymałam Lorda cały czas na mocnym kontakcie. Obok zobaczyłam dzieci bawiących się w śniegu i rodziców siedzących na ławce. Przejechałam obok nich wracając na dawną trasę. Tam znowu dałam mu sygnał do galopu. Na szczęście, tym razem nie było żadnych problemów...
Gdy dojechaliśmy do stajni rozsiodłałam go i wtarłam wcierkę. Opatuliłam go derką. Potem to samo zrobiłam z innymi końmi. Gdy wszystkie były gotowe otworzyłam drzwi wiaty. Oczywiście jako pierwsza wyleciała Shinigami i Barbossa. Hebe nie chcąc być ostatnią wystrzeliła za nimi. Lord jako jedyny spokojnie wyczłapał na powietrze...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kutasicek dnia Śro 17:03, 26 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|