Cuxa
Dołączył: 25 Sie 2008
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 23:21, 27 Sie 2008 Temat postu: Zabawa w jeża, podawanie nóg |
|
|
Data: 26 sierpnia
Godzina: 13:00
Czas trwania: 70 min.
Pogoda: zachmurzona, raczej ciepło
Przyszłam w porze obiadowej. Konie chrupały sobie właśnie sianko. Przywitałam się z Hebe, dając jej standardowo jabłuszko i dużą porcję pieszczot. Wydawała się zadowolona. Poszłam się przebrać, gdy wróciłam, koniska... Nadal jadły. Przecież nie będę ją od jedzenia odrywać... Postanowiłam się wrócić do siodlarni i poukładać ładnie sprzęt mojego czworonożnego. Wyszłam w dobrym momencie, bo konie skończyły właśnie jeść. Weszłam do boksu Hebe, powoli, mówiąc do niej spokojnie. Klacz nie wydawała się tym zestresowana i po prostu zaczęła mnie skubać po kieszeniach. Pogłaskałam ją po nosie. Przeczyściłam ją iglakiem. Widać, znalazła gdzieś miejsce na pastwisku, gdzie było błotko, bo miała kilka zaklejek. Trochę się wierciła. Na szczęście na brzuchu nie była tak bardzo ubrudzona. Potem zajęłam się usuwaniem kurzu szczotką ryżową. Gdy uznałam, że już jest czysta, pobawiłam się z nią przyjaźń. Poklepałam ją po szyi i wrzuciłam do żłobu marchewkę. Hebe zaraz się nią odpowiednio zajęła. Ja w tym czasie chwyciłam linkę. Podeszłam do niej i zaczęłam sunąć nią po całym jej ciele. Przez nogi przełożyłam linę, tak, że trzymałam oba jej końce. Podniosła nogę i zaczęła nią grzebać. Po chwili jednak przestała i pozwoliła mi kontynuować. Zaczęłam nią pocierać i jej nogi, sunąc w dół. Klacz skuliła uszy, jednak dalej stała.
-Ho, ho...-powiedziałam cicho.
Uśmiechałam się i robiłam to dalej. Gdy Hebe w końcu uznała to za coś "normalnego" na co nie należy zwracać uwagi, przeniosłam się na kolejną nogę. Wydała się trochę poirytowana faktem, że nie dałam jej z tym spokoju. Zaakceptowała to jakoś i dała mi zrobić to samo ze wszystkimi nogami. Odetchnęłam głęboko i ustawiłam się do niej bokiem. Przejechałam ręką od łokcia, przez nadgarstek, nadpięcie... Objęłam palcami staw pęcinowy i zjechałam dalej na pęcinę. Tu zatrzymałam rękę.
-Noga.-wydałam krótkie polecenie.
Nie oczekiwałam, że mi odpowie. To byłoby wręcz niemożliwe. Pociągnęłam lekko. Hebe nie ruszyła nogi, dodatkowo przeniosła cięzar na tą nogę. Oparłam ramię o jej łopatkę, by z powrotem rozniosła swój ciężar na wszystkie nogi.
-Noga.-powtórzyłam, ciągnąc lekko za szczotki pęcinowe.
Odwróciła łepek w moją stronę i skubnęła mnie wargami.
-Noga.-powiedziałam jak magiczne zaklęcie.
Pociągnęłam ponownie. Klacz uniosła nogę. Poklepałam ją szybko po łopatce, zanim jeszcze zaczęła wyrywać. Dałam jej spokojnie opuścić nogę. Było ważne to, że mi odpowiedziała. Pogłaskałam ją i podrzuciłam smakołyk do żłobu.
-Noga.-złapałam ponownie za jej pęcinę i „naparłam” na jej ramię, by nie próbowała mnie „przygnieść” swoim cięzarem.
Hebinka podała nogę. Próbowała wyrywać, ale nie dałam jej. Uspokajałam ją głosem. W końcu odpuściła. Przytrzymałam jeszcze chwilę jej nogę. Zadowolona odłożyłam ją i poklepałam ją, podsuwając pod nos kawałek jabłka. To samo powtórzyłam z pozostałymi 3 nogami. Przy lewej tylnej miałam problem, bo zaczęła nią „kopać powietrze”, przez co prawie trafiła w ścianę, co mogłoby się skończyć lekkim wgnieceniem. Wyobrażenie wściekłych właścicielek stajni kazało mi być ostrożniejszą na przyszłość. Starałam się jej wpoić reagowanie na sam głos, dodatkowo potem dodawać inne sygnały. Dałam jej na chwilę od siebie odpocząć.
Potem wyprowadziłam ją ze stajni, skierowałyśmy się na round pen. Ale chyba tylko i wyłącznie dlatego, że nie chciałam, aby rozpraszały ją inne konie, a ujeżdżalnia była chyba zajęta.
Standardowo trzymałam za koniec liny. Zaczęłam od zabawy w przyjaźń. Moim dzisiejszym gadżetem był... Dzwoneczek. Dla Hebe był to dźwięk otumaniający, który powodował, że wpadała w straszny popłoch. W sumie nie mam pojecia, skąd u niej taki lęk, ale tak samo mogłabym pytać inne konie o klaustrofobie. Jakoś udało mi się ją przekonać, że to nie jest jej „ostatni dzwon”. W końcu przyszedł czas na coś nowego. Przyłożyłam wskazujący palec do jej klatki piersiowej. Żelek nic sobie z tego nie zrobił. Gdy zwiększyłam nacisk, tylko bardziej na mnie naparła. Przeszłam do 3 fazy. Przejawiła jakieś próby przejścia od nacisku, jednak to nadal nie to. Ostatnia faza. Klaczka po dłuższym namyśle postanowiła się cofnąć. Zaraz rozmasowałam jej to miejsce, nie szczędząc na pochwałach. Powtórzyłam. Zareagowała przy przejściu do 3 fazy. Za którymś razem zareagowała prawie błyskawicznie. Może trochę za szybko, więc dla pewności pobawiłam się z nią przyjaźń, żeby się upewnić, ze nie ucieka od dotyku. Wszystko było w porządku. Ponownie przyłożyłam palec do jej klatki. Zrobiła krok do tyłu. Nie odpuściłam nacisku i oczekiwałam na kolejny krok. Klacz nie do końca zrozumiała o co mi chodzi, ale w końcu zrobiła, o co ją prosiłam. Jak za każdym razem, głaskałam miejsce, na które nakładałam nacisk. Teraz czas na łopatkę. Hebe wiedziała już, o co mi chodzi, więc nie było z tym większych problemów. Ładnie odchodziła od nacisku. Zresztą była bardzo czuła, o czym mogą świadczyć m.in. łaskotki. Prosiłam ją też o przejście zadem. Trochę się zestresowała. Wróciłyśmy do gry w przyjaźń i spróbowałyśmy jeszcze raz. Może nie idealnie, ale jak na pierwszy raz wystarczy. A nawet trochę za dużo. Zakończyłam dzisiejsze męczarnie na pierwszej zabawie i odprowadziłam ją na padok.
Post został pochwalony 0 razy
|
|